Nie byłam w pełni świadoma co robię. Wiedziałam tylko, że nie powinnam. Cały ten pomysł był nie tylko nierozsądny. Był głupi. Nie miał szans powodzenia. Albo mnie znajdą, a wtedy kara będzie nie wyobrażalna, albo mnie nie znajdą. Wtedy pewnie umrę z głodu albo zimna.
Jeśli wyjdę przez te drzwi mój los rozdzieli się na dwie drogi. Bardzo krótkie drogi. Jedna kończy się na bacie dziadka, druga gdzieś na ławce w parku, gdzie samotnie zamarznę. Mimo tak przykrych końców, obie były lepsze niż to co czekało mnie gdybym została...
Potrząsnęłam głową. Rzuciłam ostatnie szybkie spojrzenie na pokój i wyszłam. Spacer po ciemnych korytarzach, mojego własnego domu, należał do najstraszniejszych z moich wspomnień. Każdy szelest, każde skrzypnięcie podłogi mroziło mi krew w żyłach. Nie wiedziałam nawet kiedy, ale w pewnym momencie z moich oczu zaczęły spływać łzy. Ciekły po policzkach jak dwa górskie strumyki. Czemu płakałam? Ze strachu, ale nie tylko. Myślałam o tym co zostawiam za sobą. A uwierzcie mi nie tak łatwo jest iść naprzód, kiedy twoje myśli bombardowane są przez to co zostawiasz za sobą. Nie umiałam wyobrazić sobie dalszego życia. Zawsze byłam oczkiem w głowie całej rodziny i nagle miałam stać się samodzielna? Chciałam zawrócić, ale bałam się. W końcu moje nogi przywiodły mnie do kuchni. Po chwili szukania po omacku, znalazłam klamkę od drzwi kuchennych - jedynych nie strzeżonych. Stamtąd droga była już prosta. Dobiec do płotu. Wspiąć się po winorośli i po sprawie. Chwyciłam za jeden z winnych pędów gdy czyjaś dłoń mocną chwyciła moją twarz, zasłaniając usta. Mimowolnie krzyknęłam, ale ręka stłumiła dźwięk. Serce podeszło mi do gardła.
- Spokojnie malutka.- Usłyszałam ciepły szept w moim uchu. - To tylko ja.- Odwróciłam się i spojrzałam w oczy mojemu starszemu bratu. Nie mogłam rozgryźć wyrazu jego twarzy. Czy przyszedł żeby mi pomóc czy wręcz przeciwnie? - Wiem co robisz.
- Nie powstrzymasz mnie.- Sama zdziwiłam się gdy usłyszałam pewność w swoim głosie.
- Chciałbym, żeby było inaczej - Westchną. - Ale szczerze mówiąc nie po to tu przyszedłem. Chciałem tylko Ci to dać, za nim ... - Zawahał się. - No wiesz. - Wyją coś z kieszeni marynarki i podał mi, unikając mojego wzroku. Było ciemno więc nie byłam w stanie dokładnie zobaczyć prezentu, ale pod palcami wyczułam chłód stali i od razu domyśliłam się co trzymam w ręku. Był to sztylet, z głową lwa na rączce. - Nie zapomnij kim jesteś...
Chciałam coś powiedzieć, ale żadne słowo nie mogło przejść przez moje gardło. Nasze spojrzenia się spotkały. I choć bardzo się starałam, nie sądzę by udało mi się przekazać mu chociaż połowę tego co chciałam.
Chwilę później byłam już po drugiej stronie płotu, biegnąc w stronę lasu. Odwróciłam głowę by po raz ostatni spojrzeć na swój rodzinny dom. Zegar na wieży wybił północ.
Właśnie skończyłam dwanaście lat.