poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Prolog

Nie byłam w pełni świadoma  co robię. Wiedziałam tylko, że nie powinnam. Cały ten pomysł był nie tylko nierozsądny. Był głupi. Nie miał szans powodzenia. Albo mnie znajdą, a wtedy kara będzie nie wyobrażalna, albo mnie nie znajdą. Wtedy pewnie umrę z głodu albo zimna.
Jeśli wyjdę przez te drzwi mój los rozdzieli się na dwie drogi. Bardzo krótkie drogi. Jedna kończy się na bacie dziadka, druga gdzieś na ławce w parku, gdzie samotnie zamarznę. Mimo tak przykrych końców, obie były lepsze niż to co czekało mnie gdybym została...
Potrząsnęłam głową. Rzuciłam ostatnie szybkie spojrzenie na pokój i wyszłam. Spacer po ciemnych korytarzach, mojego własnego domu, należał do najstraszniejszych z moich wspomnień. Każdy szelest, każde skrzypnięcie podłogi mroziło mi krew w żyłach. Nie wiedziałam nawet kiedy, ale w pewnym momencie z moich oczu zaczęły spływać łzy.  Ciekły po policzkach jak dwa górskie strumyki. Czemu płakałam? Ze strachu, ale nie tylko. Myślałam o tym co zostawiam za sobą. A uwierzcie mi nie tak łatwo jest iść naprzód, kiedy twoje myśli bombardowane są przez to co zostawiasz za sobą. Nie umiałam wyobrazić sobie dalszego życia. Zawsze byłam oczkiem w głowie całej rodziny i nagle miałam stać się samodzielna? Chciałam zawrócić, ale bałam się. W końcu moje nogi przywiodły mnie do kuchni. Po chwili szukania po omacku, znalazłam klamkę od drzwi kuchennych - jedynych nie strzeżonych. Stamtąd droga była już prosta. Dobiec do płotu. Wspiąć się po winorośli i po sprawie. Chwyciłam za jeden z winnych pędów gdy czyjaś dłoń mocną chwyciła moją twarz, zasłaniając usta.  Mimowolnie krzyknęłam, ale ręka stłumiła dźwięk. Serce podeszło mi do gardła.
- Spokojnie malutka.- Usłyszałam ciepły szept w moim uchu. - To tylko ja.- Odwróciłam się i spojrzałam w oczy mojemu starszemu bratu. Nie mogłam rozgryźć wyrazu jego twarzy. Czy przyszedł  żeby  mi pomóc czy wręcz przeciwnie?  - Wiem co robisz. 
- Nie powstrzymasz mnie.- Sama zdziwiłam się gdy usłyszałam pewność w swoim głosie.
- Chciałbym, żeby było inaczej - Westchną. - Ale szczerze mówiąc nie po to tu przyszedłem. Chciałem tylko Ci to dać, za nim ... - Zawahał się. - No wiesz. - Wyją coś z kieszeni marynarki i podał mi, unikając mojego wzroku. Było ciemno więc nie byłam w stanie dokładnie zobaczyć prezentu, ale pod palcami wyczułam chłód stali i od razu domyśliłam się co trzymam w ręku. Był to sztylet, z głową lwa na rączce. - Nie zapomnij kim jesteś...
 Chciałam coś powiedzieć, ale żadne słowo nie mogło przejść przez moje gardło.  Nasze spojrzenia  się spotkały. I choć bardzo się starałam, nie sądzę by udało mi się przekazać mu chociaż połowę tego co chciałam. 
Chwilę później byłam już po drugiej stronie płotu, biegnąc w stronę lasu. Odwróciłam głowę by po raz ostatni spojrzeć na swój rodzinny dom. Zegar na wieży wybił północ.
Właśnie skończyłam dwanaście lat.

Wanna be starting something

Może coś tu powstanie, ale pewnie nie. Jesli tak bedzie to opwiadanie. Jedno z tych ktorych niewielu bedzie czytac i ktore nie potrzebuje byc czytane. Bo nie bedzie dla czytelnikow, ale dla piszacej...